[padding right=”10%” left=”10%”]
Skąd wpis TOP 5 SERIALI?
Co jakiś czas lubię oderwać się od włosowej tematyki, a gdzie indziej mogłabym wrzucać takie wpisy, jak nie na bloga 🙂 W okresie świąteczno-sylwestrowym wiele osób ma trochę więcej wolnego czasu, który można wykorzystać na obejrzenie którejś propozycji z mojej listy TOP 5 seriali. Postaram się nie spoilerować, dlatego wybaczcie ogólnikowe opisy.
Na mojej liście znajdują się seriale, które wydają mi się mniej popularne wśród polskiej widowni. Zdecydowałam się nie umieszczać na liście bardzo znanych pozycji, jak „Gra o Tron” czy „Dr House”, ponieważ je raczej każdy zna i ogląda lub oglądał. Co nie znaczy, że jeżeli serialu zabrakło na mojej liście, to uznaję go za nieciekawy.
Jakie tytuły składają się na moje TOP 5 SERIALI?
[tie_list type=”starlist”]
- 1. Supernatural (Nie z tego świata)
- 2. The Knick
- 3. Mr. Robot
- 4. Black Mirror
- 5. Z Nation
[/tie_list]
Co lubię w serialach?
Działanie lekko narkotyczne – jak już się wciągniesz, to chcesz więcej i więcej i nie spoczniesz, aż nie obejrzysz wszystkich odcinków. Najbardziej lubię oglądać sezony już w całości wypuszczone, wtedy można urządzić sobie prawdziwy maraton. Czekanie na premierę nowego odcinka też ma swoich fanów.
Seriale anglojęzyczne to NAJLEPSZA i NAJPROSTSZA metoda na naukę angielskiego. Mówię to ja, nauczyciel angielskiego, który jest hardkorem i ma certyfikaty cztery, cytując klasyka. Człowiek najlepiej uczy się bez świadomości tego, że się uczy. Bez przymusu. Seriale są najczęściej bez lektora, a z napisami – nawet oglądanie z polskimi napisami będzie pomagało w tzw. „osłuchaniu”.
Jeżeli wciągniecie się w dany serial i z niecierpliwością czekacie na kolejny odcinek, jest duże prawdopodobieństwo, że zamiast czekać na polskie napisy, przekonacie się do napisów angielskich. A oglądanie z napisami, to już prosta droga do podnoszenia swojego poziomu językowego. Nie wiem nawet, czy jest sens dążyć do oglądania bez napisów – z napisami wychwyci się każdą ciekawostkę i niuans językowy.
Język w serialach jest językiem naturalnym, nie sztucznym-podręcznikowym. W serialach dziejących się w czasach współczesnych jest to język współczesny, często wzbogacany regionalnymi powiedzeniami, różnymi akcentami, nawiązaniami kulturowymi. W serialach dziejących się „dawno” (najpopularniejsze – Gra o Tron, Tudorowie, Rodzina Borgiów, z mojej listy – The Knick), zazwyczaj język nie jest przestylizowany i nie trzeba szczególnie martwić się nadmiarem archaizmów.
Dlaczego seriale są lepsze do nauki, nawet dla początkujących, od filmów?
Oglądając serial poznajemy bohaterów bardzo dokładnie. W pewnym momencie „znamy” ich na tyle, że możemy wyłapać ich emocje i mowę ciała i zrozumieć wyrażenia humorystyczne, idiomy lub ironię. Wtedy, przy konkretnej kwestii, możemy bez problemu cofnąć i sprawdzić jej dokładne znaczenie.
Czasem bohaterowie mają swoje „powiedzonka„, które przy serialach szczególnie zapadają w pamięć – to też nauka!
Forma serialu daje twórcom możliwość dokładniejszego przedstawienia wydarzeń i ich tła, niż film. Idealnym przykładem będzie tutaj pierwszy z wybranych przeze mnie seriali, czyli Supernatural. Nie ma co więc przeciągać wstępu – reszta w opisach konkretnych przypadków!
[divider style=”dotted” top=”20″ bottom=”20″]
1. Supernatural (Nie z tego świata)
Serial Supernatural powstał w 2005 roku i ma jak na razie 10 sezonów. Każdy sezon ma około 20 odcinków, a więc oglądania jest MASA! Jeżeli Wam się spodoba, to przepadliście 😉 Poziom, niestety, systematycznie spada (choć są przebłyski geniuszu i w dalszych seriach), ale mimo wszystko coś mnie przy tym serialu trzyma i na pewno obejrzę kolejny sezon.
Serial opowiada o przygodach dwóch braci – Sama i Deana, którzy przemierzają Stany Zjednoczone rozwiązując zagadki, walcząc ze „złem”, którego koncept jest pokręcony, jak cały serial, oraz odkrywając rodzinne tajemnice.
Twórcy serialu inspirowali się folklorem, legendami miejskimi, klasykami horrorów, oraz tematyką religijną. Jak już wcześniej wspominałam, dobro i zło nie ma wyraźnego podziału w Supernatural, dlatego niektóre wątki oraz postaci mogą naprawdę zaskoczyć.
Serial idealnie trafia w moje poczucie humoru, a twórcy doskonale balansują między dramaturgią a typowym „comic relief”. Czasem całe odcinki są utrzymane w konwencji komediowej. Wiele wywołuje śmiech przez łzy, ale to może to kwestia mojej podatności na wzruszenia 😉 . Ciekawym zabiegiem jest częste nawiązywanie do starszych odcinków – wtedy w zapowiedzi pojawia się „przypominajka”, a sprawy mogą przybrać zupełnie nieoczekiwany obrót.
Pierwsze sezony to istny majstersztyk, niemal każdy odcinek stanowi zamkniętą historię, w której pojawiają się nawiązania do danej legendy miejskiej, postaci z mitologii, potwora. Fani amerykańskiego folkloru nie będą zawiedzeni. Nawet nie wiecie, jak cieszyło mnie natrafianie po kolei na tematy moich lekcji! Oczywiście, nawiązań nie wolno traktować dosłownie – prawda historyczna swoją drogą, nawiązania w serialu swoją. Przykładowo:
1. Zaginiona Kolonia Roanoke w Północnej Karolinie.
Kolonię tę u schyłku XVI wieku założył Sir Walter Raleigh, na polecenie brytyjskiej królowej Elżbiety I. Miejsce na założenie kolonii wydawało się odpowiednie i bezpieczne, dlatego ekspedycje otrzymały odpowiednie środki oraz dostawy żywności i innych towarów. Pierwsze podejście do kolonizacji nie powiodło się z powodu napięć z rdzennymi mieszkańcami.
W drugim podejściu kolonizatorzy ponownie dotarli na wyspę Roanoke. Gubernatorem został John White. Po pewnym czasie zapasy zmniejszyły się na tyle, że ów gubernator wysłany został do Anglii celem ich uzupełnienia. Powrót na wyspę okazał się utrudniony z powodu działań wojennych na Atlantyku.
Kiedy w końcu John White dotarł do kolonii, nie zastał tam już nikogo. Osada była całkowicie opuszczona, nie nosiła też śladów walki. Jedynym znaleziskiem był napis CROATOAN, wyryty na palu.
Cała historia do dziś budzi emocje, istnieje wiele teorii na temat przyczyn zniknięcia osadników z wyspy Roanoke. W Supernatural, motyw Zaginionej Kolonii i napisu CROATOAN pojawia się po raz pierwszy w 9 odcinku drugiego sezonu.
2. H. P. Lovecraft
Nawiązania do twórczości tego amerykańskiego pisarza, a nawet umieszczenie jego samego w jednym z odcinków, pojawiły się w serialu kilkukrotnie. H.P. Lovecraft tworzył w XIX wieku, a kojarzyć możecie go przede wszystkim z mitologią Cthulhu. Jeżeli lubicie bardziej wysublimowane horrory, niż wyskakujące zza krzaka zombie, to polecam! Stwory „nie z tego świata”, kosmiczne moce – horror lovecraftowski (tak, jest coś takiego!) w pełnej krasie.
3. Rougarou, Wendigo
Oba te potwory podobne są do poczciwego wilkołaka. Rougaru łączony jest z kulturą frankofońską, obszarami Luizjany i Nowego Orleanu, Wendigo z obszarem Wielkich Jezior i wybrzeża Atlantyku.
W większości przekazów Rougarou to zamieszkujący bagna pół-człowiek, pół-wilk, zazwyczaj pijący krew lub zabijający ludzi, w niektórych – „podgatunek” Wendigo.
W Supernatural, z Wendigo poznacie się już w drugim odcinku pierwszego sezonu! To potężny potwór, żywiący się ludzkim mięsem, ale nigdy nie zaznający nasycenia. W niektórych legendach człowiek może zmienić się w Wendigo, jeżeli w swoim postępowaniu przejawia ogromną chciwość lub chęć bogacenia się na krzywdzie innych. W innych wersjach, człowiek przemienić się może po spożyciu ludzkiego mięsa.
Spożycie ludzkiego mięsa może faktycznie wywołać podobną do choroby wściekłych krów chorobę prionową: kuru – jest to przyczyna wyginięcia niektórych plemion, które nie stroniły od spożywania mięsa ofiar lub swoich zmarłych krewnych.
To chyba będzie okrutny spoiler, ale jest pewien naprawdę fajny horror nawiązujący do tej choroby. Zaznaczcie linijkę poniżej, jeżeli to Wam nie przeszkadza i chcielibyście obejrzeć. Film nawet całkiem mocny, jak na horror to zdecydowanie w moim typie.
Tytuł: We Are What We Are (2013), polski tytuł: „Jesteśmy tym, co jemy” (subtelne!)
Opowieści o przemianie w Wendigo miały powstrzymać ludzi od podobnych praktyk, nawet w obliczu wielkiego głodu.
[divider style=”dotted” top=”20″ bottom=”20″]
2. The Knick
Drugi serial na liście TOP 5 seriali to The Knick: serial opisujący losy szpitala Knickerbocker. Pierwszy sezon wypuszczony był w 2014 roku, właśnie zakończył się drugi sezon.
Serial ma tyle mocnych punktów, że zapewne nie uda mi się wymienić wszystkich w tym wpisie. Po pierwsze, jest genialny pod względem technicznym. Fantastyczne ujęcia, kolory, muzyka, kostiumy. Nic, tylko patrzeć i uczyć się od najlepszych.
Aktorzy, a przede wszystkim Clive Owen, grający dr Johna Thackery’ego, są fantastycznie dobrani. John Thackery to rewelacyjna kreacja aktorska – taki Dr House z początku XX wieku, z głębią osobowości, geniuszem i nowatorskimi pomysłami x10. A, no i równie lub bardziej uzależniony – tyle, że od kokainy. Znak rozpoznawczy – białe buty.
Z ciekawostek – siostrę Lucy Elkins gra Eve Hewson (córka Bono). Bardzo fajnie gra, ale ciężko napisać więcej bez spoilerów. Dodam jeszcze, że żadna z postaci w The Knick nie jest jednowymiarowa, jednoznacznie pozytywna lub negatywna. Dylematy moralne, „mniejsze” i „większe” zło, afery i przekręty to codzienność szpitala Knickerbocker.
Na tle akcji istotne są także kwestie rasizmu, równouprawnienia kobiet, tematy aborcji i antykoncepcji oraz ruchów pro-eugenicznych – na szczęście nawiązania społeczno-polityczne nie są na tyle nachalne, aby przeszkadzały w odbiorze serialu.
Najciekawsze dla mnie są nawiązania do historii medycyny. Serial wprowadza w klimat odkrywania nowych metod leczenia, eksperymentów udanych i nieudanych. Uświadamia widza o niezwykłym postępie medycyny i pokazuje, jak trudno było opracować zabiegi, obecnie uznawane z rutynowe.
Z ciekawszych nawiązań, przytoczona została chociażby historia Tyfusowej Mary, która spowodowała rozprzestrzenienie duru brzusznego w Nowym Jorku. Spośród eksperymentów para-medycznych, najbardziej szokujące jest nawiązanie do metody leczenia chorób psychicznych za pomocą usunięcia wszystkich zębów, a czasem również innych części ciała. Z nowych technik medycznych nawiązano chociażby do dbałości o mycie rąk przed operacjami, używanie nici jedwabnych, oraz pierwszych zdjęć rentgenowskich.
[divider style=”dotted” top=”20″ bottom=”20″]
3. Mr. Robot
Powrót do obecnych czasów zapewnia nam miejsce 3 na liście – serial Mr. Robot, wypuszczony w 2015 roku. Jak na razie powstał jeden, dziesięcioodcinkowy sezon. Serial jest świetnie zrobiony pod względem technicznym, mi do gustu przypadła zwłaszcza muzyka. Dzięki serialowi odkryłam zespół M83.
Przechodząc do fabuły. Główny bohater, Elliot, to specjalista od hakowania, zapewne umie zhakować nawet płytę główną. Jest typowym basement-dwellerem (Wojownikiem Piwnicy) – kontakty z ludźmi poziom zero, fobia społeczna, zaburzenia paranoidalne. Myślę, że wśród fanów serialu wiele osób w jakimś stopniu utożsamia się z głównym bohaterem w kwestii bycia ogólnie pojętym no-lifem.
Elliot pracuje w firmie od zabezpieczeń antyhakerskich, w nocy hakując wszystko, co się napatoczy. W końcu napotyka na podejrzany plik na serwerze E Corp („Evil Corp”), dzięki któremu wkrótce dołącza do hakerskiej grupy „fsociety” i spotyka tytułowego Mr. Robota.
Chociaż nie jestem fanką ukrytych znaczeń i skomplikowanych treści, serial obejrzałam z przyjemnością, albo raczej – zainteresowaniem. Podtrzymuję swoją tezę, że serial spodoba się introwertykom i ludziom ogólnie antyspołecznym.
[divider style=”dotted” top=”20″ bottom=”20″]
4. Black Mirror
Przy Black Mirror miałam wątpliwości co do umieszczania w TOP 5. Nie dlatego, że jest to gorsza produkcja, ale dlatego, że ciężko traktować Black Mirror jako serial. Ta brytyjska produkcja składa się z 7 niepowiązanych ze sobą historii. Każda z historii ma innych bohaterów oraz miejsce akcji. Wszystkie niosą jednak jedno przesłanie – nowe technologie mogą być zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem.
Polecam Black Mirror z całego serca, jednak jeżeli jeszcze nie oglądaliście żadnego z odcinków – nie zaczynajcie od pierwszego („The National Anthem”)! Zmiana kolejności oglądania nic nie zaszkodzi, a ten pierwszy jest… mocny i mocno dziwny. Po wkręceniu się w klimat, przeżyjecie, bez – możecie się zrazić, a byłoby szkoda.
Moje TOP odcinki to „Be Right Back” i „The Waldo Moment”. Niezwykle przejmujące i niezwykle smutne. Polecam na pogorszenie nastroju 😉
Nawiązując do odcinka „Be Right Back”, polecam film Ona (Her, 2013).
[divider style=”dotted” top=”20″ bottom=”20″]
5. Z Nation
Uff, ostatni! Na koniec coś luźniejszego. Serial o zombie, ale! jeżeli jesteście fanami The Walking Dead, to przygotujcie się na szok. Jeden odcinek Z Nation równa się ilości akcji z przynajmniej całego sezonu TWD. Z Nation, podobnie jak The Knick, ma jak na razie 2 sezony.
Na początku pierwszego sezonu, moim zdaniem, pojawiają się wręcz oczywiste nawiązania do „bolączek” The Walking Dead. U mnie wywołało to, rzecz jasna, śmianie się w głos. Jak zresztą wiele innych fragmentów i dialogów, co jest zasługą w ogromnej mierze świetnie dobranych aktorów (aktorek, niestety, już mniej). Pierwsze odcinki są też momentami ciężkie do przejścia, ale im dalej, tym lepiej.
Wróćmy jeszcze na chwilę do fabuły. Grupa ludzi, którzy nie zostali zainfekowani „wirusem Z”, ma za zadanie dostarczyć Murphy’ego, jedynego, który przeżył pogryzienie przez zombiaki, do laboratorium w Kalifornii, celem wyprodukowania szczepionki.
Murphy, były więzień, zagrany świetnie przez Keitha Allana, to perełka w tym serialu. Z odcinka na odcinek, Murphy staje się wręcz House-o-podobny, nawet z głosu i wyglądu.
Z Nation to serial, przy którym można się po prostu odprężyć. Dużo akcji, rozwałka zombiaków, trochę śmiechu, zero dłużyzn i pseudofilozoficznych rozważań. Idealna przeciwwaga dla The Walking Dead, szczególnie, jeżeli wciąż przeżywacie rozczarowanie ostatnim sezonem.
[divider style=”dotted” top=”20″ bottom=”20″]
Mam nadzieję, że podobał się Wam mój OFFTOPIC-owy wpis. Jeżeli dzięki niemu obejrzycie któryś z wymienionych seriali i spodoba się Wam on – fantastycznie!
A jakie jest Wasze TOP 5 seriali? Podobne, czy zupełnie się różnimy? Do wpisu zainspirował mnie wpis u My Ombre Life, w którym TOP 5 stanowi 5 zupełnie innych seriali 😀
A może, skoro znacie już mój gust, możecie mi coś polecić? Kusi mnie wpis o horrorach. Lubicie? 😉
[divider style=”solid” top=”20″ bottom=”20″]
Na dobicie niewłosową tematyką – trzymajcie kciuki za mojego piesia, bo ostatnio jakoś gorzej żyje 🙁 . Pomimo słabszej formy, Kama załapała się do artykułu upamiętniającego zmarłego w wieku 17 lat i 39 dni psa o imieniu Khun Thong, przy okazji zmieniając płeć.
Pies Khun Thong rasy basenji należał do tajskiego króla Bhumibola i wykazywał się lojalnością do swoich ostatnich dni. Nic dziwnego – to w końcu pies był, nie człowiek 😉
Kama ? lat 14 #dog #dogsofinstagram #beagle #olddog #olddogs
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika wwwlosy.pl (@napieknewlosy)
[/padding]