Cóż… może jeszcze uda się złapać jesienne klimaty w tym roku. Mam jednak dla Was kilka zdjęć, które, moim zdaniem, wyszły naprawdę fajnie. Jesień nie jest najbardziej optymistyczną porą roku, co nie zmienia faktu, że chwilami można się i tak dobrze bawić. Pogadać o włosach i innych głupotach, postraszyć ludzi w parku. Polecam! Szczególnie z takimi sympatycznymi osobami, które również są zakręcone na punkcie włosów. Zapraszam Was oczywiście na moje jesienne filmy na YT: Jesień nie jest także najlepszą porą roku dla włosów. Przede wszystkim, są one narażone na uszkodzenia mechaniczne: pocieranie szalikiem, swetrami, kapturami, czapkami… Poza tym, to właśnie jesienią na światło dzienne wychodzą wszystkie zniszczenia powstałe w lecie. Włosy mogą bardziej się łamać, być przesuszone i pozbawione życia. Moje sposoby na przetrwanie to: Jesienią w ruch idą u mnie cięższe sera silikonowe. Przykładem takiego serum jest, bardzo przeze mnie lubiany, Syoss Absolute Oil. Używam go już bardzo długo, na początku ważne jest opanowanie ilości nakładanego produktu – cała pompka to zdecydowanie za dużo. Produkt jest dość gęsty, dlatego pamiętajcie o porządnym roztarciu go w dłoniach przed przejechaniem po włosach. Obecnie stosuję równolegle sera w małych butelkach: CHI Kawior i Perła, Bioelixire Argan Oil, Marakuja Oil z Biedronki. Do suszenia włosów dorzucam mgiełkę silikonową, obecnie Marion Anti-Age oraz Marion Termoochrona. Marion Termoochrona ma w składzie cięższe silikony, więc uważajcie na ilość psiknięć. Jestem bardzo zadowolona z produktów Marion, szczególnie z pierwszej mgiełki. Ma ona rewelacyjny zapach, który utrzymuje się na włosach do kolejnego mycia. Nie jest też ani za lekka, ani za ciężka. Nie ma w składzie protein, za to kilka substancji nawilżających, które na moich włosach nie wywołują efektu spuszenia ani strączkowania. Jesienią dopuszczam okazyjne stosowanie szamponu z silikonami, lub takiego, co do którego nie jestem pewna – jak Gliss Kur Oil Nutritive, w którym w mojej wersji nie ma silikonu, ale po internecie krążą różne składy. Seria Oil Nutritive, a przede wszystkim maska, pomogły mi zaproteinować włosy jeszcze przed sezonem szalików. Proteiny w rozsądnej ilości i zastosowane w poprawny sposób (z “neutralizacją” odżywką emolintową na koniec), umożliwiają maksymalne możliwe wypełnienie ubytków we włosach, tym samym wzmacniając włosy. Stosowanie wcierek to mój jesienny rytuał. Oczywiście, używam tego typu produktów przez cały rok, jednak jesienią szczególnie pilnuję systematyczności. Tuż przed początkiem jesieni zużyłam ponad jedno opakowanie węgierskiej wcierki Banfi, która świetnie podziałała na porost baby hair. Mam ponad pół opakowania wcierki Jantar, oraz resztkę wcierki normalizującej Farmona do zużycia – te specyfiki idą na pierwszy ogień, a kiedy je zużyję, wypróbuję coś nowego. Macie jakieś propozycje? Peelingi skóry głowy to jeden z najważniejszych elementów w mojej pielęgnacji. Jesienią stosuję duże ilości silikonów oraz protein, a przez to ciężko jest uniknąć nadbudowań. Moja skóra głowy przyciąga wręcz te substancje, dlatego regularny peeling to podstawa. Ostatnio przerzuciłam się na peelingi łagodniejsze, ale za to przeprowadzam je częściej – raz lub nawet dwa razy w tygodniu. W moim obecnym repertuarze znajduje się glinka zielona, glinka biała, oraz żel CERKO i SALICYLOL. Jesienią liczą się dla mnie 3 elementy w pielęgnacji włosów: zabezpieczenie ich, stymulacja wzrostu i powstrzymanie ewentualnego wypadania, oraz regularne pozbywanie się wszelkich nadbudowań z włosów i skóry głowy, co również wpływa na porost. Chętnie poznam Wasze sposoby na przetrwanie jesieni, nie tylko te włosowe! Przyznam się, że jesienią zdarza mi się robić motyw “solarium bez solarium”, czyli iść na solarium z twarzą wysmarowaną filtrem 50, odsłoniętymi jedynie nogami, tylko po to, żeby zażyć trochę “tropikalnego podmuchu” 😛 Dobry patent?Zabezpieczanie maksymalne
Wcierki
Peelingi
Podsumowując…
Dziękuję za wszystkie suby na INSTAGRAMIE, YOUTUBIE, FB 🙂