Maska tajska z Planeta Organica towarzyszyła mi bardzo często w listopadzie i przez większość grudnia.
To jedna z masek z bardzo lubianej serii, w której znajduje się również:
Reklama
[tie_list type=”starlist”]
[/tie_list]
Maski Planeta Organica
Wszystkie maski z tej serii mają bogatą, treściwą konsystencję. Są to produkty typowo emolientowe, z dużą zawartością olejów. Mają one w składzie także silikony, dzięki czemu jeszcze lepiej wygładzają i chronią włosy przed czynnikami zewnętrznymi.
Maski Planeta Organica zamknięte są w solidnych słoikach, każdy o pojemności 300ml.
Przy regularnym stosowaniu, ilość ta powinna wystarczyć na około 2-3 miesiące stosowania.
[divider style=”dotted” top=”20″ bottom=”20″]
Jak to wygląda i co ma w składzie?
Maska tajska nie jest najgęstszą z serii, ale i tak bardzo gęstą maską. Ma kremową konsystencję, w której wyczuwam silikony przy rozprowadzaniu jej na dłoniach.
Kolor maski jest delikatnie różowy, bez drobinek, które znajdziecie w wersji ajurwedyjskiej.
Zapach… to punkt najbardziej wyróżniający ten produkt. Maska tajska pachnie bardzo mocno, słodko. Jest to, jak przypuszczam, zapach ylang-ylang, ale nie jestem ekspertem w tej kwestii. Moim zdaniem to mieszanka czegoś orientalnego, wanilii, i bliżej nieokreślonego, kwiatowego aromatu.
Maska tajska zawiera w składzie olej jojoba i masło mango, co nie jest bardzo powszechną mieszanką, ale u mnie sprawdziło się doskonale. Olej jojoba i masło mango to oleje różnych typów, a takie połączenie daje u mnie zazwyczaj najlepsze efekty.
Aqua with infusions of Organic Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Cananga Odorata Flower Oil, Organic Lotus Corniculatus Flower Extract, Tamarindus Indica Leaf Extract, Mangifera Indica (Mango) Seed Oil (olej mango), Acacia Arabica Bark Extract (ekstrakt akacji), Orchis Maculata Flower Extract (ekstrakt różowej orchidei); Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Cetrimonium Chloride, Behentrimonium Chloride, Cetyl Ether, Dimethicone, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid.Ekstrakty są ciekawe i sensowne, przede wszystkim ekstrakt z tamaryndowca. Na skórze głowy ekstrakt ten działa przeciwzapalnie, ale przy tej masce, jako że jest silikonowa – na długości powinien ładnie domykać i nabłyszczać.
Silikon to Dimethicone, u mnie działający bardzo mocno dociążająco i wygładzająco. Jest to silikon, który zmywa się odżywką, więc nie jest teoretycznie najcięższy z możliwych. Jest on jednak zdecydowanie cięższy od silikonów lotnych, na przykład Cyclopentasiloxane.
Maska tajska – dla kogo?
Maskę tajską Planeta Organica mogę polecić osobom zmagającym się z wiecznie niedociążonymi włosami – zarówno ta, jak i marokańska, powinny dać sobie radę z ujarzmieniem końcówek i włosów na długości.
Przy włosach, które łatwiej się obciążają, również można ją zastosować, ale aplikując precyzyjnie na końcówki.
Tak zresztą proponuję nakładać tę maskę – precyzyjnie. Najlepiej nabierać małe porcje, rozcierać w dłoniach, a dopiero wtedy nakładać na włosy. W ten sposób unikniecie przeciążenia, a włosy najlepiej skorzystają i otoczą się silikonami zawartymi w masce.
Przy bardzo długich włosach, odrobina maski może się sprawdzić nawet jako maska bez spłukiwania. Mi samej zdarzyło się nanieść odrobinę maski tajskiej na końcówki – głównie za względu na wspaniały zapach.
Maska może nie sprawdzić się u posiadaczek bardzo cienkich i rzadkich włosów, ponieważ jest mała szansa, żeby dodała objętości. Dla takich włosów lepiej pójść w stronę toskańskiej.
Stosowaliście kiedyś maski z tej serii? Jeżeli tak, to która najlepiej Wam się sprawdziła?
Według ankiety na grupie WŁOSING, wygrywa maska marokańska.
Maska tajska znalazła się nisko w rankingu, ale przypuszczam, że wynika to głównie z jej małej popularności. Moim zdaniem jest to ciekawy produkt, zdecydowany hit dla wielbicielek i wielbicieli intensywnych, długo utrzymujących się zapachów na włosach.